wtorek, 31 lipca 2018

"Without Merit" Colleen Hoover

Nie każdy błąd zasługuje na konsekwencje. Czasem jedyne, na co zasługuje, to przebaczenie.



Siedemnastoletnia Merit na pewno nie ma normalnego życia. Jej schorowana matka mieszka w piwnicy, a ojciec na górze - z nową żoną i dziećmi z obu małżeństw. Jej siostra bliźniaczka, śliczna Honor, to chodzący ideał, a brat Utah - nieznośny perfekcjonista. Merit czuje, że jest ich zupełnym przeciwieństwem, że wciąż robi coś nie tak, jak powinna, a na dodatek stale przydarza jej się coś złego. 

Najbardziej bolesne są dla niej jednak kolejne tajemnice, które coraz bardziej oddalają od siebie członków rodziny. W tym sekret samej Merit: dziewczyna zakochuje się w chłopaku swojej siostry. Sytuacja zaczyna ją przerastać. Rezygnuje ze szkoły, zaszywa się w domu i po cichu "znika z własnego życia", a w końcu postanawia opuścić dom na zawsze. Jednak jej plan nie wypala i musi zdecydować... czy może dać drugą szansę nie tylko swojej rodzinie, ale również sobie.


Tytuł: Without Merit
Tytuł oryginalny: Without Merit
Autor: Colleen Hoover
Liczba stron: 320
Tłumaczenie: Matylda Biernacka
Wydawnictwo: Moondrive
Ocena: 8,5/10

Źródło opisu: http://www.otwarte.eu/book/without-merit

Nie od dziś wiadomo, że CoHo wiedzie niejaki prym w sferze literatury obyczajowej czy romansu. Oczywiście ma ona swoje lepsze i gorsze pozycje, ale myślę, że fanki, czy może nawet fani, takiej literatury na pewno wybaczają takie potknięcia i nadal stawiają tę autorkę na naprawdę wysokim miejscu. "Without Merit" może i nie jest moją ulubioną książką Hoover, ale na pewno na długo pozostanie mojej głowie. Ta recenzja raczej nie będzie taka jak wszystkie poprzednie, bo na pewno chcę tutaj poruszyć niełatwe tematy i jestem pewna, że wielu z Was się utożsami z tym, co mam tutaj zamiar nakreślić.

Taki problem - to nie problem. W szkole Ci nie idzie i przez to się załamujesz? - Nie przesadzaj. W rodzinie nie jest tak, jak być powinno? - nie ma idealnych rodzin. Chłopak/narzeczony/mąż Cię zdradził? - Nie Ty pierwsza, nie ostatnia.

INNI MAJĄ GORZEJ

Jak często przychodzi Wam się zmierzyć z tym, dość kontrowersyjnym, zdaniem? Niestety, żyjemy w czasach, kiedy to nikt nie ma prawa na swój sposób czegoś przeżywać, nad czymś ubolewać, pożalić się komuś aby w końcu zrzucić ciężar cierpienia. Nie. Nie możemy pokazywać słabości, ani mówić co nam leży na sercu. W przeciwnym razie od razu spotkamy się z wycelowanym w nas butem w postaci trzech słów - inni mają gorzej. Zapewne niejednemu z nas zdarzyło się, że postanowiliśmy komuś powiedzieć o naszym problemie, o czymś co nas trapi i leży nam na sercu, a w zamian otrzymaliśmy tylko obojętność w oczach i kilka słów, które tak naprawdę zamiast pocieszyć, dobijają nas jeszcze bardziej. Niestety tak to już jest, że często gęsto w odpowiedzi na nasze problemy usłyszymy, że mamy spojrzeć na rodzinę "Nowaków" bo oni to dopiero mają problem; to, co nas męczy, to przy nich jest nic. Między innymi taki właśnie obraz otrzymamy w książce "Without Merit"; i mimo, iż od samego początku byłam przekonana, że to lekka lektura, skierowana raczej do zbuntowanej młodzieży, aniżeli do dorosłych odbiorców, tak po kilku rozdziałach zaczęłam zauważać pewną zależność. Tak naprawdę tę książkę powinien przeczytać każdy. Młody, stary, chłopak czy dziewczyna. Każdy. Colleen Hoover doskonale przedstawiła obraz rodziny (niejednokrotnie w przezabawny sposób), w której problemy piętrzą się do niebotycznych rozmiarów, choć na pierwszy rzut oka wydają się nam one zupełnie nieistotne. Wręcz powiedziałabym - nieważne.
Tak jak wspominałam, po zakończeniu tej historii wielu z nas zauważy, że ma taki sam (lub nawet kilka) problem jak bohaterowie "Without Merit". Mniejszy lub większy, ale ma. Czy osobom postronnym należy bagatelizować problemy innej osoby i przechodzić obok nich obojętnie? Moim zdaniem nie, bo nigdy nie wiadomo, do czego takie niepowodzenia w życiu mogą w konsekwencji doprowadzić.


"Jest coś wyzwalającego w niestresowaniu się stresującymi wydarzeniami."

W książce spotykamy się z dość barwną rodziną. Cała historia opowiadana jest oczami Merit - głównej bohaterki. Poznajemy jej brata Utah, który do najgrzeczniejszych nie należy. Nie ma on też najlepszych kontaktów z jedną ze swoich sióstr (tytułową Merit). Od dawna między nimi iskrzy, ale dlaczego ta jest? Czy stało się coś, co ich poróżniło?
Jest też piękna i zjawiskowa Honor - siostra bliźniaczka Merit, która oprócz wdzięku i klasy posiada jedno, dosyć dziwne hobby. Ta pierwsza jest zupełnym przeciwieństwem tej drugiej. Od jakiegoś czasu jest między nimi swego rodzaju rywalizacja. Oliwy do ognia dolewa fakt, że Honor spotyka się z Saganem, natomiast Merit się w Saganie zakochuje. Jest też tata tej wyżej wymienionej trójki, który wychowuje swoje dzieci wraz z nową żoną i ich czteroletnim synem na górze domu, podczas gdy na dole, w piwnicy, mieszka druga Viktoria, jego pierwsza żona i zarazem matka Merit, Honor i Utah.  Być może powiecie, że temat oklepany rodem z brazylijskiej telenoweli. Nic bardziej mylnego. Podczas czytania całej historii dowiemy się wielu naprawdę zaskakujących rzeczy o bohaterach.
Główna bohaterka przez cały czas wytyka wszystkim błędy, co momentami mnie drażniło, jednak czy naprawdę wszystko w rzeczywistości jest takie, jak ona nam przedstawia? Być może Merit cały czas szuka błędów u wszystkich wokół, a ostatecznie to ona sama jest w błędzie?
Jedno jest natomiast pewne. W tej rodzinie problemy rozrosły się do niebotycznych rozmiarów; tak wielkich, że młoda dziewczyna w końcu postanawia rozwiązać je tylko w jeden możliwy dla niej sposób. Postanawia na zawsze opuścić dom.

"-Jesteś bezdomny?
-Zdefiniuj bezdomność-mówi.
-Brak domu.
Mruży oczy w zamyśleniu.
-Zdefiniuj dom."

CoHo tym razem stworzyła coś innego. Mimo, iż w "It ends with us" również były poruszane bardzo poważne tematy, tak tutaj problemy rosną w siłę. Jest ich więcej i w końcu docieramy do momentu w którym dowiadujemy się, co to znaczy mieć depresję czy agorafobię. Czy wiedzieliśmy o tym, że do takiego stanu dojdzie główna bohaterka czy osoba z bliskiego jej otoczenia? Przyznam szczerze, że o ile o agorafobii można mówić już prawie od początku książki (można się tego domyślić), tak o depresji wcale nie musieliśmy wiedzieć, ponieważ autorka tak świetnie operowała językiem, sytuacjami czy nawet czynami głównych bohaterów, że do pewnego momentu nic nie wskazywało na tak poważny problem jakim jest depresja.
Mimo, iż nie wylałam ani jednej łzy przy tej powieści, to śmiało mogę powiedzieć, że porusza serce do głębi i może się tam zakorzenić. W moim przypadku tak właśnie było. Na pewno nigdy nie zapomnę tej historii i cieszę się, że mogę spoglądać na regał z książkami i przypominać sobie to, co zostało tam zawarte. Osobiście wyciągnęłam z tej książki wnioski i od tej pory zupełnie inaczej postrzegam świat i problemy ludzi. Kiedyś sama uważałam, że inni mają gorzej. Teraz już tego nie robię bo wiem, że każdy ma swoją granicę wytrzymałości i choć dla nas czyjś problem może się wydawać błahy, tak dla tej osoby może być on tak ogromny, że nie będzie sobie mogła z nim poradzić. 

Podsumowując (wiem, rozpisałam się jak długopis w pierwszy dzień szkoły), ta książka zrobiła na mnie naprawdę ogromne wrażenie. Cieszę się, że mogliśmy mieć styczność z naprawdę śmiesznymi sytuacjami, przy których mogliśmy się wyluzować, ale także z tymi zupełnie odwrotnymi, wręcz dołującymi, bo dzięki temu każdy będzie mógł wysnuć swoje osobiste wnioski i być może tak jak ja, zmieni podejście do niektórych spraw. 

A Wy już czytaliście "Without Merit"? Jeśli tak to czy Wam się podobała? A może wciąż czeka na swoją kolej? :)

poniedziałek, 5 marca 2018

"Nocny film" Marisha Pessl

Powieść tak mroczna, jak myśli młodej kobiety, która nocą rzuca się do opuszczonego szybu windy towarowej.



Historia, w której nie ma ani jednego kłamstwa, ale nie ma też jednej prawdy.

Książka, która nie kończy się między okładkami, ale kryje treści, do których dotrą tylko wytrwali.

Intensywna, pochłaniająca, doskonała

Historia dziennikarza śledczego ogarniętego obsesją na punkcie zagadkowego zabójstwa córki filmowego geniusza żyjącego od lat w nieznanym odosobnieniu.

W wilgotną październikową noc w opuszczonym magazynie na dolnym Manhattanie zostaje odnalezione ciało pięknej młodej Ashley Cordovy. Choć jej śmierć zostaje z miejsca uznana za samobójstwo, doświadczony detektyw śledczy Scott McGrath podejrzewa inną przyczynę zgonu. Badając dziwne okoliczności śmierci dziewczyny i próbując dowiedzieć się czegoś o jej życiu, McGrath staje twarzą w twarz z dziedzictwem jej ojca – Stanislasa Cordovy, legendarnego otoczonego aurą tajemnicy, reżysera kultowych horrorów, którego nikt nie widział od ponad trzydziestu lat. Choć o filmach Cordovy napisano wiele, jego samego zawsze skrywał cień. W opinii dziennikarza kolejna śmierć w tej przeklętej rodzinie nie jest przypadkiem. Wiedziony ciekawością, potrzebą poznania prawdy, ale także zemsty McGrath pogrąża się coraz bardziej w niesamowitym, hipnotyzującym świecie wykreowanym przez diabolicznego reżysera. Ostatnim razem, gdy był blisko zdemaskowania Cordovy, utracił rodzinę i pracę. Teraz ryzykuje znacznie więcej…

Tytuł: Nocny film
Tytuł oryginalny: Night Film
Autor: Marisha Pessl
Liczba stron: 768
Tłumaczenie: Rafał Lisowski
Wydawnictwo: Albatros
Ocena: 8,5/10


źródło opisu: http://www.wydawnictwoalbatros.com/ksiazka,1506,3918,nocny-film.html
źródło okładki: http://www.wydawnictwoalbatros.com/ksiazka,1506,3918,nocny-film.html


Szczerze przyznam, iż twórczość Marishy Pessl do tej pory była mi zupełnie obca. Wiem, że dotąd spod jej pióra wyszła bardzo mała ilość książek; prawdopodobnie uraczyła nas dopiero dwiema historiami. Jedna z nich jest "stara", natomiast druga to "świeżynka". Ta, którą przedstawiam Wam dzisiaj jest tą drugą, nowszą. 
Gdy zakupiłam książkę i w końcu znalazła się w moich rękach, nie mogłam uwierzyć, że trzymam takiego grubasa. Naprawdę. Przy wyborze książek, które idealnie pasowałyby do mojej biblioteczki nie sprawdzałam, ile każda z nich ma stron. Czy to był błąd? Skądże znowu. Uważam, że historia została idealnie rozbudowana i w przypadku mniejszej ilości stron moglibyśmy nie dowiedzieć się wszystkiego, co autorka chciała nam opowiedzieć. 

"Życie to pociąg towarowy, który pędzi ku jednej stacji, a nasi bliscy przemykają za oknami jako smugi światła i barw. Nie da się go zatrzymać, ani nawet spowolnić."

Ashley Cordova. Młoda, piękna, utalentowana, tajemnicza... Martwa. Czy cała historia musiała potoczyć się w taki sposób? Czy ta skryta i cicha dziewczyna naprawdę musiała skoczyć w dół pustego szybu windy? Tyle tajemnic i zagadek do odkrycia, a tak mało informacji i poszlak. 
Ashley była córką słynnego reżysera filmowego Stanislasa Cordovy. Był to człowiek, o którym tak naprawdę od 30 lat nikt nic nie wiedział; którego prawie nikt nie widział. Cordova miał swoją ogromną posiadłość o nazwie "Szczyt", z której praktycznie w ogóle nie wychodził. To tam tworzył swoje filmy i to tam zamknięte były wszystkie zagadki. 
Stanislas był wielbionym przez ogromną rzeszę fanów reżyserem; nie zważał na to, czy ktoś będzie cierpieć podczas nagrywania kolejnego filmu. Najważniejszym dla niego było to, aby horrory, które tworzył, były jak najbardziej realistyczne oraz żeby ten kto ogląda jego produkcje już nigdy nie był taki sam; no bo przyznajcie szczerze, kto miałby nienaruszoną psychikę po zagraniu roli w bardzo realistycznym horrorze?

"Sekrety, nawet u zatwardziałych kryminalistów, to tylko bańki powietrza pod szczątkami na dnie oceanu. Czasem potrzeba trzęsienia ziemi, a czasem płetwonurka, który rozgrzebie muł, ale wszystkie mają naturalną skłonność, żeby płynąć wprost na powierzchnię-żeby się wydostać."

Scott McGrath jest doświadczonym detektywem śledczym, który przed laty próbował zdemaskować słynnego reżysera Stanislasa Cordovę, jednak skutki jego poczynań względem Cordovy okazały się opłakane. Detektyw stracił wszystko, co dla niego było najważniejsze: żonę, córkę oraz ukochaną pracę. Jednak pewnego dnia McGrath znów mógł się wykazać w sprawie Cordovy, i oczywiście nie omieszkał takiej okazji przepuścić; jednak i tym razem detektyw nie miał prostego zadania zważając na okoliczności, dzięki którym chciał po raz kolejny podjąć próbę zdemaskowania reżysera.

"Ludzie nie mają pojęcia, jak łatwo zmienić swoje życie. Wystarczy wsiąść w autobus."

Tak naprawdę sama nie wiem od czego zacząć, aby w pełni klarownie i spójnie przedstawić Wam moją ostateczną ocenę "Nocnego filmu". Zacznę może od tego, iż pierwszy raz w życiu miałam okazję przeczytać książkę napisaną w tak niebanalny sposób. Przy czytaniu tej lektury na pewno nie będziecie się nudzić, bo fabuła jest tak mocno rozbudowana, że człowiek momentami czuje jakby w mózgu przepalały się kabelki od wysiłku w celu rozwiązania zagadki :) Sama niejednokrotnie musiałam wracać się kilka linijek, a nawet kilka stron do tyłu tylko po to, aby upewnić się, że na pewno dobrze wszystko odebrałam, i czy na pewno idę w dobrym kierunku z wymyślaniem zakończenia. Moim skromnym zdaniem autorka włożyła w napisanie tej powieści ogrom pracy i wysiłku. wystarczy spojrzeć na wplątane między tekst artykuły z gazet, dokumentacje medyczne, raporty policyjne oraz strony internetowe. Tego nie spotkacie w wielu thriller'ach, czy w ogóle w literaturze zbyt często. Osobiście czułam się jak bohaterka "Nocnego filmu", jakbym sama poszukiwała poszlak do rozwiązania zagadki. Uważam, że bardzo dobrym rozwiązaniem były wstawki w postaci właśnie wyżej wymienionych przeze mnie artykułów itp., ponieważ taki zabieg dodał całej lekturze autentyczności. Jakby tego było mało, to autorka wplatała również nazwiska autentycznych osób znanych nam z telewizji czy internetu, co spowodowało fakt, iż sama zaczęłam szukać w internecie, czy to aby na pewno nie jest książka na faktach. :D
Nadmienię jeszcze tylko, że sama okładka daje dużo do myślenia i w całości spełnia swoje zadanie jakim jest pierwsze wrażenie czytelnika w zetknięciu z daną książką.

Czy Wy też macie już tę pozycję za sobą? Piszcie w komentarzach :)

wtorek, 13 lutego 2018

"It ends with us" Colleen Hoover

Czasem te osoby, które najmocniej nas kochają, potrafią też najmocniej ranić.



Lily Bloom zawsze płynie pod prąd. Nic dziwnego, że otworzyła kwiaciarnię dla osób, które… nie lubią kwiatów, i prowadzi ją z pasją i sukcesami. Gdy poznaje przystojnego lekarza Ryle’a Kincaida i rodzi się między nimi wzajemna fascynacja, Lily jest przekonana, że jej życie nie może być już lepsze.

Tak mogłaby skończyć się ta historia. Jednak niektóre rzeczy są zbyt piękne, by mogły trwać wiecznie. To, co się kryje za idealnym związkiem Lily i Ryle’a, jest w stanie dostrzec jedynie Atlas Corrigan, dawny przyjaciel Lily. Kiedyś ona była dla niego bezpieczną przystanią, teraz sama potrzebuje takiej pomocy. Nie zawsze jesteśmy bowiem dość odważni, by stanąć twarzą w twarz z prawdą… Szczególnie gdy przynosi ona tylko cierpienie.

Gdyby złamane serce mogło przybrać jakąś formę, stałoby się tą książką.


Tytuł: It Ends with Us
Tytuł oryginalny: It Ends with Us
Autor: Colleen Hoover
Liczba stron: 352
Tłumaczenie: Anna Gralak
Wydawnictwo: Otwarte
Ocena: 9,5/10

Źródło opisu: www.empik.com
Źródło okładki: www.empik.com

Nie od dziś wiadomo, że Colleen Hoover potrafi przyciągnąć do siebie czytelnika za sprawą ciekawych, wcale nie ckliwych, historii oraz poprzez kreowanie dla nas - czytelników - postaci, z którymi niejednokrotnie możemy się utożsamić.
"It Ends with Us" jest już którąś z kolei książką tej autorki, jaką dane mi było w życiu przeczytać i muszę przyznać, że kolejny raz się nie zawiodłam. Więcej - byłam zachwycona i oczarowana. Zdarzały się książki CoHo, które nie do końca były w moim odczuciu idealne, co oczywiście wcale nie oznacza, że były słabe, oraz takie, które mnie pochłaniały i wypluwały dopiero wtedy, kiedy przewróciłam ostatnią kartkę. "It Ends with Us" należy do drugiej grupy. Zdecydowanie i bezapelacyjnie. To, co zrobiła ze mną ta książka jest nie do opisania i czuję ogromny niedosyt, że tak szybko się skończyła.
Jak już każdy z Was wie, ostatnio na tapecie jest wiele książek z gatunku literatury obyczajowej czy romansu, w których wciąż pojawia się jeden i ten sam schemat, gdzie człowiek jest raczony dużą ilością cukru i choćby nie wiem ile bohaterowie mieli problemów, to i tak zawsze jakoś sobie radzą, bo te problemy wcale nie są aż takie złe jakby mogło się wydawać. Colleen Hoover jednak przerwała ten utarty szlak i poszła zupełnie inną drogą. Niemal od samego początku zderzamy się z okrutną rzeczywistością, jaką jest przemoc domowa, i od razu wiemy, że ta książka będzie się zdecydowanie różnić od wielu poprzednich. Temat przemocy domowej jest tutaj opisany bardzo dobitnie, co czasami może aż człowieka przytłoczyć, jednak jest to sama prawda, z którą na co dzień wielu ludzi ma do czynienia, a o czym nie mówi się głośno.

Dzięki temu, że autorka przedstawia nam historię Lily Bloom właśnie z perspektywy głównej bohaterki, czytelnik może się poczuć tak, jakby stał zaraz obok Lily, a nawet więcej - możemy się zupełnie jak główna bohaterka, co niejednokrotnie będzie oznaczało łzy na naszej twarzy z powodu ogromu problemów, przez jakie młoda dziewczyna musiała przejść. Jednak nie tylko łzy będą gościć na naszej twarzy, ale też duża ilość uśmiechu i wzdychania (tutaj kieruję wypowiedź konkretnie do kobietek), bo w książce nie brakuje przystojniaków, którzy walczą lub walczyli o serce Bloom.

"Żyjemy tylko przez określony czas, więc musimy zrobić wszystko, co w naszej mocy, żeby jak najlepiej wykorzystać dane nam lata. Nie powinniśmy ich marnować na czekanie na coś, co wydarzy się w odległej przyszłości albo nie wydarzy się w ogóle."

Lily Bloom to pełna energii dziewczyna, która uwielbia kwiaty i marzy o założeniu własnej kwiaciarni. W końcu imię i nazwisko zobowiązuje, prawda? Oczywiście jej plany się spełniają i prowadzi doskonale prosperującą kwiaciarnię dla ludzi, którzy nie do końca lubią kwiaty. Jakim więc cudem udaje jej się osiągać takie sukcesy? Nie pozostaje Wam nic innego jak przeczytać tę historię i samemu się przekonać. :)
Bloom mimo młodego wieku wiele przeszła. Niejedniokrotnie była świadkiem przemocy w rodzinie, jednak mimo wszystko doskonale wiedziała co to znaczy mieć dobre serce i w ten oto sposób stała się najbliższą osobą dla Atlasa. Pomagała mu w najtrudniejszych chwilach jego życia, była dla niego ostoją, a z czasem stała się też bratnią duszą. Mówiąc dosłownie, była jego przystanią. Niestety teraz nadszedł czas kiedy to ona będzie potrzebowała takiej przystani, a Atlas będzie jedyną osobą, która będzie widzieć to, co dla innych niewidoczne.

"Nie ma czegoś takiego jak źli ludzie. Wszyscy jesteśmy tylko ludźmi, którzy czasami robią złe rzeczy."

O męskiej części chciałabym Wam tylko nadmienić.
W książce poznamy Ryle'a, młodego lekarza, którego los postawi na drodze Lily w momencie dla niej ważnym, kiedy zacznie sobie układać życie oraz Atlasa, o którym wcześniej już Wam nadmieniłam.

"To, że ktoś cię krzywdzi, nie oznacza, że możesz tak po prostu przestać go kochać. To nie czyny sprawiają najwięcej bólu, lecz miłość. Gdyby czynom nie towarzyszyła miłość, ból byłby trochę łatwiejszy do zniesienia."

Chciałabym powiedzieć Wam parę słów na temat struktury książki. Zapewne wielu z Was będzie zadowolonych z tego, że autorka pisze do Nas w pierwszej osobie, co ułatwia nam bliższe poznanie Lily, bo to właśnie ona opowiada całą historię. Ciekawym zabiegiem jest również fakt przedstawienia przeszłości dziewczyny, a mianowicie o tym, co działo się kiedyś, czytelnik dowiaduje się poprzez czytanie listów, które dziewczyna pisała do pewnej znanej osoby. Uważam, że jest to świetna forma przeplatania przeszłości z teraźniejszością i autorka zrobiła to doskonale. 
Jeśli chodzi o okładkę, to uważam, iż jest prześliczna. Dosyć minimalistyczna, ale jakże piękna w swojej prostocie. Na pewno przykuje wzrok niejednej osoby.

Czytaliście już tę książkę? Jeśli nie, to koniecznie musicie nadrobić straty :)
Dajcie znać w komentarzu, czy tak jak ja zachwycacie się tą pozycją, czy może nadal jeszcze czeka na półce na swoją kolej :)

czwartek, 18 stycznia 2018

"King" T.M. Frazier

 King to facet, którego nie chciałabyś wkurzyć. Nikt by nie chciał. Jedyną walutą, jaką przyjmuje w odwecie jest krew, pot albo seks. Ewentualnie wszystko naraz. Nie warto z nim zadzierać. 




Doe, bezdomna dziewczyna z ulicy, straciła pamięć. Nie ma pojęcia, kim jest, ale zrobi wszystko, żeby przetrwać. Kiedy Nikki, jej koleżanka z ulicy, zabiera ją na imprezę z okazji wypuszczenia Kinga z więzienia, Doe decyduje się zrobić cokolwiek, byle tylko przeżyć kolejny dzień.
Przyszłość Kinga właśnie się waży, a Doe najpierw musi odkryć tajemnice własnej przeszłości. Kiedy bohaterowie się spotkają, nauczą się, że czasem rozsądek, pożądanie i serce w ogóle nie chcą współpracować.



Tytuł: King
Tytuł oryginalny: King
Autor: T. M. Frazier
Liczba stron: 336
Cykl: The King (tom 1)
Tłumaczenie: Sylwia Chojnacka
Wydawnictwo: Wydawnictwo Kobiece
Ocena: 9/10

Źródło opisu: http://www.wydawnictwokobiece.pl/produkt/king/
Źródło okładki: http://www.wydawnictwokobiece.pl/produkt/king/


Na wstępie pragnę uprzedzić, iż moja opinia na temat "Kinga" może być aż nazbyt przesłódzona, aczkolwiek nie potrafię się nie rozpływać nad wspaniałością tej książki. Oczywiście znajdą się też jakieś minusy, o których opowiem wkrótce, jednak nie ma ich na pewno tak dużo jak plusów.
Zaczynajmy.
T.M. Frazier jest autorką, o której usłyszałam dopiero po zobaczeniu okładki (tak, najpierw zobaczyłam okładkę, co chyba nie jest dla nikogo wielkim zaskoczeniem :D) i od razu wiedziałam, że muszę przeczytać tę pozycję. Długo nie trwało i już miałam to cudeńko w swoich rękach; niestety tylko w wersji e-book, ale powiem szczerze, że nawet to mnie nie zraziło (jeśli niektórzy z Was się zastanawiają, dlaczego napisałam "niestety w wersji e-book" to już tłumaczę. Na kindlu mam sporo książek i często je czytam, aczkolwiek uważam, iż nie ma nic lepszego jak  trzymanie w rękach papieru i wdychanie jego zapachu... :D).
Jak dla mnie autorka trafiła idealnie w moje gusta, jeśli chodzi o literaturę obyczajową.
Zapewne wielu z Was, a raczej wiele z Was (bardziej chodzi mi tutaj o płeć piękną ze względu na to, że chyba nie ma kobiety, która przeszłaby obojętnie obok takiej okładki) myśli, że treść tej powieści będzie "jak zwykle" oklepana, i taka jak wiele innych przed nią. Otóż nie, moje drogie. Ta historia nie jest taka jak inne i dzięki temu jestem przeszczęśliwa, że miałam okazję przeczytać coś tak super.
Jeśli chodzi o plusy, to chyba nie mam po co ich wymieniać, bo właściwie cała książka jest fantastyczna, i prawie wszystko mi się w niej podobało.

"Odnalazłem siebie w smutnych oczach dziewczyny, która była tak samo zagubiona jak ja. A może my wcale się nie odnaleźliśmy. Może po prostu postanowiliśmy zgubić się razem."

King - na sam dżwięk tego słowa wiadomo, że nie opisuje ono jakiegoś bogatego dzieciaczka, który wozi się super samochodem, w szkole ma same dobre oceny, a wokół niego kręci się grono przyjaciół i piszczących panienek. No, może to ostatnie pasuje do Kinga i również pojawia się w jego życiu, ale cała reszta zupełnie do niego nie pasuje. 
King jest facetem, który nie znosi sprzeciwu i uważa, że wszyscy i wszystko musi być podporządkowane pod niego; oczywiście się nie myli. Jest szychą na swoim terenie, każdy się go boi i omija szerokim łukiem. Ma na swoim koncie nie jedną zabitą osobę, a jeśli chodzi o życie erotyczne, to chyba nawet już nie liczy panienek, które lgną do niego niczym muchy do lepa. Jednak King to nie tylko postrach dzielnicy i seksowny, niedostępny facet. Poznajemy go w momencie, kiedy wychodzi z więzienia po kilku latach odsiadki. W jego życiu niezmiennie (mimo kilku lat przerwy za sprawą odsiadywania wyroku) pojawiają się imprezy z gangami motocyklowymi oraz narkotykami. Z tego co czytamy wynika, że King wcale się nie zmienił po wyjściu z więzenia. Jednak los płata mu figla i na jego powitalnej imprezie stawia przed nim piękną i niewinną dziewczynę. Doe.

"To, że był bardzo złym chłopcem, nie znaczy, że nie mógł być naprawdę świetnym człowiekiem."

Doe, jakże piękne imię, prawda? Szkoda tylko, że nieprawdziwe. 
Dziewczyna, która stanęła na drodze Kinga miała wypadek, przez co nie pamięta swojej przeszłości, nie wie jak ma na imię ani kto jest jej rodziną. Od dłuższego czasu tułała się po ulicy aż w końcu weszła pod skrzydła Nikki - narkomanki i prostytutki. Stały się dla siebie przyjaciółkami, jeśli można w ogóle tak nazywać osoby takie jak one. Po wyjściu Kinga z więzienia Nikki zabiera Doe na imprezę powitalną. Główna bohaterka od wielu dni prawie nic nie jadła, spała na ulicy i można śmiało rzec, ledwo żyła, dlatego też postanowiła pójść na imprezę i w zamian za jedzenie i schronienie, zdecydowała się oddać swoje ciało jakiemuś przypadkowemu motocykliście. W ostateczności jednak jej plan się nie powiedzie, bo w związku z nieporozumieniem King postanowi zatrzymać Doe u siebie na dłużej. Z oczywistych względów pojawia się między nimi pożądanie, ale miesza się ona z wzajemną nienawiścią. Doe staje się dla Kinga kimś, o kim nie jest łatwo zapomnieć, a jednocześnie przepustką do utraconego wcześniej życia. 

"Chodzenie z przyjacielem w ciemności jest lepsze od chodzenia samotnie w świetle."

"King" zapewne nie jest powieścią dla wszystkich. Pojawia się tu wiele przekleństw i czasami nawet bardzo dobitnych sformułowań, co nie każdemu przypadnie do gustu. I to jest właśnie jedyny minus (jak dla mnie) w całej tej historii. Muszę przyznać, że momentami bardzo drażniły mnie niektóre słowa, jakimi posługiwali się główni bohaterzy (King w szczególności), ale patrząc przychylnym okiem. jest to tylko mały "błąd" przy pracy. W całym rozrachunku tak naprawdę nie rzuca się to tak drastycznie w oczy i czytelnik śmiało może się zagłębić w historię bez zbędnego kręcenia nosem. 
Chciałabym jeszcze nadmienić, że książka ta nie opisuje tylko dwóch głównych bohaterów, ale mamy również okazję poznać wspaniałego Preppy'ego, który mimo wszystko jest tak wspaniałym człowiekiem, że sama mogłabym się z nim zakolegować. Oczywiście ma on bardzo niewyparzony język, ale przy jego ogólnej postawie nawet mu to pasuje.

Reasumując, jeśli jeszcze nie mieliście okazji przeczytać tej książki, to naprawdę serdecznie Wam polecam. Myślę. że się nie zawiedziecie :)
Ja powiem Wam w tajemnicy, że z utęsknieniem czekam na premierę drugiej części. 
Bywajcie, Biedroneczki :)